11/17/2015

EKSTRAWERTYCZNY INTROWERTYZM

przychodzą takie dni w twoim już not-so-usual roku, że wchodzisz napisać post i w rogu ekranu widzisz napis "Complain to Blogger". a przecież nie po to tu jesteś. po co więc? zadajesz sobie to pytanie od ostatniej aktywności. przeżywasz kryzysy twórcze, które tak naprawdę w ogóle cię nie obchodzą. nie musisz, choć cię ciągnie. musisz, choć cię nie ciągnie. ile trzeba było przejść, żeby zdać sobie sprawę z tego, że nic nie jest takie, jak się wydaje? a może nie trzeba było. może wiesz to od dawna, ale inaczej pojmujesz. kiedyś myślałaś, że twój mózg pracuje na najwyższych obrotach w okresie chronicznego niezrozumienia, wkurwienia i smutku. nagle piszesz i zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to kwestia systematyczności. nie trzeba ci tego już. właściwie nie trzeba ci już niczego, co zaprzątało ci głowę jeszcze nie tak dawno - bo rok czy dwa - temu. spokoju masz aż nadto, miłość jest w odpowiednim miejscu. w odpowiednim miejscu jesteś ty, bo w końcu robisz coś z posiłkiem dla twych pragnień, ale i pożytkiem. martwisz się przyziemnymi rzeczami. nie rzuca tobą mizantropia. znasz ludzi na tyle, by nie przywiązywać się do zgnilizny. a może ty już jesteś tą zgnilizną, że żadna inna cię nie rusza. głośno, ale cicho. mouth shut, eyes open. teraz każdorazowe wmawianie sobie w przeszłości, że to już ten moment, naprawdę stało się tym momentem. nie krzyczą emocje, krzyczą twoje działania. działania, którymi kierujesz siłą swojego charakteru. ha, w końcu wiesz, że to geny. i że to TY jesteś numerem jeden, mimo że potrzeba ci dograć ten spójny i wydajny organizm paroma - posiadanymi teraz - czynnikami. w końcu ostatnią rzeczą, która przed snem wykrzywia ci usta w uśmiechu, jest świadomość, że nawet - i na szczęście - nie jesteś trenerem motywacyjnym.


DEVENIR IMMORTEL ET PUIS MOURIR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz